All shades of nude

Ten wpis z założenia miał dotyczyć mojego ukochanego manicure w kolorze, do którego zawsze wracam. Ale gdy rozejrzałam się wokół siebie okazało się, że otacza mnie więcej elementów w tym odcieniu - i tak okazało się, że niechcący wpisałam się idealnie w najmocniejszy trend tej wiosny - czyli nude! Jeśli lubicie pudrowy róż, stonowany beż i urokliwy koral - ten wpis jest dla Was :)


Odkąd pamiętam, jestem fanką neutralnych kolorów. Nigdy nie przepadałam za krzykliwymi barwami czy to na ubraniach, czy też na paznokciach. Od wielu lat poszukiwałam lakieru, który zapewni mi ładny, mleczny, ale kryjący efekt - niestety, wiele prób kończyło się tym, że kolor prześwitywał, był zbyt przezroczysty, a jeśli krył - to miał nieciekawy, beżowo-żółty odcień. Na początku tego roku zdarzało mi się coraz częściej czytać na blogach recenzje domowych zestawów do manicure hybrydowego - pomyślałam wtedy, że mając dwie lewe ręce, na pewno nic dobrego z tego dla mnie nie wyniknie, jednak moja znajoma, która taki zestaw sobie sprawiła, namówiła mnie przekonując, że to wręcz łatwiejsze niż malowanie zwykłym lakierem. Przekonująca przedstawiała się także trwałość manicure hybrydowego- u mnie zwykły lakier utrzymuje się w ładnym stanie maksymalnie 3-4 dni, po tym czasie bankowo pojawiają się odpryski, a sam kolor matowieje. Skuszona pozytywnymi opiniami, zamówiłam swój zestaw startowy, decydując się na lakiery marki Semilac - ze względu na fajny stosunek jakości do ceny. Zaopatrzyłam się w lampę UV, podstawowy lakier bazowy, top, kolor, a z dodatkowych akcesoriów- aceton do zmywania i cleaner do odtłuszczania paznokci przed malowaniem. Tak uzbrojona, mając minimalny niezbędnik hybrydowy, mogłam podjąć moją pierwszą próbę i... od tamtego czasu z przyjemnością wykonuję sobie manicure :) Dziś moja kolekcja lakierów wygląda tak:



Mimo, że w kolekcji znajdują się różne kolory, moim niekwestionowanym ulubieńcem jest nr 032, Biscuit, i to właśnie ten kolor tym razem zagościł na moich paznokciach. Uwielbiam go, bo wygląda bardzo świeżo, ma delikatny, blado różowy kolor i świetnie kryje. Bardzo dobrze wygląda do nieco bardziej opalonej skóry latem, ale ja używam go od stycznia i zawsze do niego wracam - jest elegancki, nienachalny, a jednocześnie sprawia, że dłonie wyglądają schludnie i elegancko. Wystarczą dwie warstwy, by osiągnąć zamierzony efekt, który prezentuje się tak:




Biscuit to mój idealny, bladoróżowy towarzysz - chociaż zdecydowanie bardziej różowy, niż beżowy, to właśnie taki odcień ładnie współgra z moją dość ciepłą karnacją i kolorem skóry. Co do samego procesu wykonywania hybrydowego manicure- jestem prawdziwą fanką tej metody. Średnio raz na dwa tygodnie, w zależności od odrostu, wykonuję pełny manicure i wytrzymuje on bez żadnego uszczerbku do momentu, gdy zdejmuję jeden kolor, a nakładam drugi. Samo malowanie jest też dużo przyjemniejsze niż w przypadku klasycznych lakierów, bo lakiery Semilac są nieco bardziej plastyczne, a zastygają dopiero w lampie - dzięki czemu mamy dłuższą chwilę, by wszystko na płytce paznokcia wyrównać i dopracować, zanim lakier utwardzi się w świetle UV. Najstarsze w kolekcji lakiery pochodzą ze stycznia, i wciąż nie zgęstniały, nie zmieniły swoich właściwości i nadają się do użycia- co dobrze świadczy o ich żywotności, zwłaszcza, że trudno stale używać tego samego koloru. Jedyne, za czym w tym procesie nie przepadam, to zdejmowanie starego lakieru - dużo zabawy z folią aluminiową, wacikami, i nieprzyjemnie przesuszone skórki po kontakcie z acetonem - ale to już można wybaczyć dzięki efektom, jakie potem osiągamy.

Moje pozostałe gadżety z kategorii nude: syrenkowa kosmetyczka z Biedronki ;) pozostałe, różowo-beżowe kolory Semilac z mojej kolekcji: French Beige Milk (051), zdecydowanie bardziej transparentny i odpowiedni raczej do french manicure, i Pink Peach Milk (047), do tego perfumy Miss Dior Cherie i baleriny Wojas, podpatrzone w zeszłym roku u Kasi z Make Life Easier.


Idealny trencz - upolowany, ku mojemu zaskoczeniu... w Housie :) naszyjnik H&M.

W najnowszym Elle piękna sesja z Keirą Knightley, której zapach Miss Dior jest bliski z racji bycia jego ambasadorką ;). Miss Dior Cherie to jedne z bardziej słodkich i kobiecych perfum, jakie mam w swojej toaletce. To również ten rodzaj słodyczy, który nie wywołuje u mnie migreny - choć w spisie nut zapachowych znajdują się m.in. liście truskawki i popcorn w karmelu, to sam zapach w ogóle nie przypomina słodkiego ulepka, i na szczęście nie mają w sobie nic pudrowego ;). Bardzo długo utrzymują się na skórze, włosach i ubraniach, a sam zapach należy do tych, które ciężko pomylić. Używając ich, możecie spodziewać się pytań o to, czego używacie, bo są bardzo intrygujące i dają się wyczuć w otoczeniu, pozostawiając za Wami nienachalną, przyjemną mgiełkę. Koniecznie muszę sprawdzić, jak pachną inne odmiany Miss Dior - zwłaszcza Blooming Boucqet kusi mnie zawsze, gdy przechodzę koło Douglasa ;)


Jak widać, kolory i wszelkie odcienie nude są obecne w całkiem sporej sferze mojego życia. To zupełny zbieg okoliczności, że makijaż w tej tonacji to jeden z mocniejszych trendów na nadchodzący sezon.

Lubicie nudziakowe klimaty, czy wiosną sięgacie chętniej po żywe, soczyste kolory? :)








Etykiety: ,