Wiosenne starcie: róż kontra nude



Wielkanoc za nami, a wszystkie ptaszki ćwierkają, że lada moment temperatura za oknem ma wzrosnąć nawet do 20 stopni. W tej sytuacji nie ma innego wyjścia, niż przywołać wiosnę wszystkimi możliwymi sposobami: kolorową apaszką zamiast grubego szalika, lżejszym kolorem na paznokciach albo... ustach. Chociaż całą zimę stawiałam głównie na opatrunkowe, treściwe pomadki ochronne, wiosna to okres kiedy chętniej sięgam po coś w żywym, ale dalej naturalnym kolorze. Jeśli tęsknicie za jasnymi, soczystymi kolorami - rzućcie okiem, co znalazło się w mojej toaletce.





Dość długi czas w ogóle nie byłam zwolenniczką kolorowych pomadek, niezależnie od wykończenia i formuły. Moje usta z natury są często spierzchnięte, a suche skórki nie znają litości i łaskawie ukrywają się jedynie pod warstwą pomadki ochronnej. Przełomem okazał się dla mnie nowy schemat pielęgnacji ust, który doprowadził je do porządku. Składa się on z trzech kroków: 


1. Pomadka ochronna z peelingiem Sylveco - kilka razy w ciągu dnia
2. Pomadka rumiankowa Alterra - wieczorem, obficie, po aplikacji pomadki Sylveco
3. Pomadka kolorowa - na codzień

Produktem, który zrewolucjonizował moje podejście do koloru na ustach zdecydowanie jest pomadka Sylveco. Za około 10zł otrzymujemy produkt, który ściera martwy naskórek, dzięki peelingującym drobinkom podrażnia delikatnie usta, dzięki czemu optycznie wydają się pełniejsze (efekt lepszy niż po powiększających błyszczykach), a zawarte w składzie naturalne oleje roślinne pielęgnują skórę. Regularne używanie Sylveco sprawiło, że z przyjemnością sięgam po kolorowe pomadki, nawet te matowe. Odkąd trafiłam na Rouge Edition Velvet od Bourjois, to właściwie mój żelazny zestaw. Najpierw celowałam w Nude-ist, ale trochę mnie rozczarował: jest dla mnie zbyt zgaszony, a tonacja bardziej czerwona niż różowa. Odkryciem okazał się nowy kolor, jaki marka wprowadziła niedawno: So Hap'pink. Ustrzeliłam go w zasadzie trochę w ciemno na eZebra za 27zł i był to strzał w dziesiątkę. To lekki, dziewczęcy kolor, który dodaje świeżości całemu makijażowi. Nie jest zbyt ciemny ani jaskrawy, ma jednak tę trochę dziecięcą delikatność, która sprawia, że ostateczny efekt jest wręcz odmładzający - sądzę też, że sprawdzi się zarówno w duecie z bledszą, jak i nieco bardziej opaloną karnacją.




Co oprócz tego? W mojej kosmetyczce znajduje się jeszcze kilka sztuk pomadek, które są ze mną od dłuższego czasu. Są to dwie pomadki od Catrice, w odcieniach Kiss Kiss Hibiskiss i Hey Nude - pomadki kremowe, mocno kryjące, o przyjemnej, masełkowatej formule. Dają delikatny połysk, a w kwestii odcienia, choć znajdują się na przeciwnych biegunach, są fajną opcją na wiosnę. Hibiskiss to żywy, jasny róż, trochę neonowy, z kolei Hey Nude to beżowo- różowy, jasny, ale nie trupi odcień. Nie grzeszą trwałością, ale z pewnością po nałożeniu cieszą oko (i usta ;) przez jakiś czas. Dla dziewczyn, które zamiast welurowego wykończenia matowych pomadek wolą świeży, lekki błysk - będą idealne.






W mojej kolekcji znajduje się także pomadka Golden Rose ze słynnej już serii Velvet Matte, ale dla mnie to faktycznie mat hardcorowy. Ciężko mi się ją nakłada i niestety, może przez moją tendencję do przesuszania, nieciekawie wygląda, tworząc pionowe kreski na ustach. Mimo to, kolor jest bardzo ładny i wyrazisty. Ostatnia z pomadkowych propozycji to balsam Catrice Beautyfing Lip Smoother - porównywany jako odpowiednik balsamów- błyszczyków Clarins Eclat Minute. Catrice to trzy odcienie delikatnych, półtransparentnych balsamów zamkniętych w pastelowych tubkach z gąbkowym aplikatorem. Zapłaciłam za niego około 14zł w Hebe, dla porównania Clarins to koszt około 70zł. W mojej opinii zupełnie nie warto przepłacać - Catrice fajnie nawilża, zapewnia jedynie delikatną poświatę koloru w danym odcieniu (mój to Apricot Cream) i delikatny błysk. Miękki aplikator dobrze się sprawdza i jak narazie, po około dwóch tygodniach od otwarcia, nie dzieje się z nim nic niepokojącego - co miało miejsce w przypadku pomadki Lip Lava od Make Up Revolution - tam gąbeczka tak jakby... spleśniała :O. 


Na koniec wrzucam jeszcze swatche opisanych pomadek - z pominięciem Catrice, bo jest praktycznie niewidoczna w tej formie na dłoni ;)



Wiem, że taka forma prezentacji koloru nie oddaje go w 100% - obecnie jednak jestem na etapie dobierania porządnego sprzętu, a wtedy mam nadzieję na lepsze ujęcia w pełni ukazujące kolor danego kosmetyku. Musicie mi wybaczyć ;)


Tak wygląda moja pomadkowa gromadka - biorąc pod uwagę, że jestem w tej kwestii minimalistką, i tak trochę się tego nazbierało. Serdecznie polecam Wam zwłaszcza pomadkę Sylveco, dla doprowadzenia ust do porządku po zimie - a kolory to już kwestia gustu i ... odwagi. Warto się zaróżowić na wiosnę!