Meet Matt Nude, czyli gorąca paleta od The Balm

Dziś kilka słów o palecie, która może nie jest nowością, ale ze względu na cenę i dostępność, nie tak łatwo jest się jej przyjrzeć na żywo. Jeśli więc wciąż wahacie się, lub jeszcze nie znacie tej matowej palety od The Balm - rzućcie okiem, a mrugający z opakowania Matt niech będzie do tego zachętą :)

Meet Matt Nude to jeden z klasyków od The Balm. Paleta idealnie odzwierciedla charakter marki - jest zabawna, z pomysłem i świetna jakościowo. Poziom i porządne wykonanie palety zaczyna się już na zewnątrz: choć opakowanie jest kartonowe, to jest też solidne. Satynowa powłoka umożliwia jego przecieranie, gdy się zabrudzi, a praktyczne lusterko sporych rozmiarów ułatwia korzystanie z palety. Wbudowany magnes dobrze trzyma opakowanie, choć jeśli wrzucicie je luzem do kosmetyczki, lepiej użyć tekturowej nakładki, w jakiej przychodzi paleta - żeby mieć pewność, że się nam nasz drogi Matt "nie rozkraczy" ;).


A co w środku?

Wnętrze palety skrywa 9 matowych (naprawdę matowych) cieni, o stonowanej kolorystyce, z przewagą ciemniejszych odcieni. Nie jest to typowa, wbrew nazwie, paleta nude, bo kolory jakie tu znajdziemy to kompilacja brązów, szarości i rudości. Kolory są dość ciemne, za wyjątkiem kremowej bieli (Matt Malony) i zgaszonej żółci (Matt Lombardi). Całe zestawienie to 9 wcieleń naszego głównego bohatera, a zamiast typowego nazewnictwa mamy to właśnie rozmaite nazwiska uosabiające odpowiedni odcień:

















Cienie są przyjemne w konsystencji, a pigmentacja jest bardzo dobra - choć trochę zależy tu od konkretnego odcienia, Grafit, brązy i szarości wypadają świetnie, rozcierają się też ładnie i nie tworzą smug czy plam. Jaśniejsze kolory - kremowa biel, żółć i łososiowy pomarańcz są zdecydowanie delikatniejsze, ale też dobrze sprawdzają się jako wyrównanie kolorytu powieki lub cień transferowy. Cienie nie pylą i nie osypują się, bez problemu wykorzystacie też ciemniejsze z nich do wykonania kreski, zwłaszcza fajnie roztartej, dla zagęszczenia linii rzęs i podkreślenia głębi spojrzenia.
















Cienie w takiej kolejności, jak w palecie - bez żadnej bazy - widoczność niektórych kolorów nieco przekłamana, bo dłoń mam już lekko opaloną, a powiek z reguły nie opalamy ;) baza też na pewno się przyda do podbicia koloru, bo o trwałość nawet bez niej nie musicie się martwić - sięga kilku porządnych godzin. 



Chociaż kolorystyka całej palety jest zgaszona i dość ciemna, to cienie, które sprawdzą się dla większości z nas. Mnie paleta, mimo opalonego i promiennego Matta na opakowaniu, kojarzy się raczej jesiennie - ale możliwość kombinacji i efektów, jakie dają cienie, powinnyście sprawdzić na własnej skórze ;). Koszt palety to około 130zł, dostaniecie ją w większości drogerii online, na przykład tutaj - Mintishop, lub tam, gdzie dostępne są kosmetyki The Balm (w Krakowie - niezawodna drogeria Pigment).

Dajcie znać, czy uwiódł Was thebalmowy pan Mateusz, czy też może nie jest w Waszym typie ;)

Etykiety: , , , , ,